Podczas przemówienia dyrektora do sali gimnastycznej wchodzi młody chłopak i zaczyna strzelać do nauczycieli i uczniów. Okazuje się, że to Tylor – chłopak, który tego dnia miał wznowić naukę w liceum. Na szkolnym boisku słychać strzały. Grupa biegaczy postanawia poszukać ratunku. W tym samym czasie do uszu dwóch szkolnych rozrabiaków, którzy podczas przemówienia włamali się do gabinetu dyrektora, również dociera odgłos wystrzału.
(...)
Jeden z nich dzwoni na policję. Jednak nim mundurowi dotrą do liceum, może się naprawdę wiele wydarzyć...
Chłopak, który bał się być sam Marieke Nijkamp to powieść młodzieżowa, w której trzecioosobowy narrator przedstawia wydarzenia z liceum w Opportunity z kilku miejsc. Dostajemy nie tylko relację z sali gimnastycznej, na której trwa strzelanina, lecz także obserwujemy dwóch chłopaków próbujących dostać się do zamkniętej hali oraz grupę biegaczy, którzy słyszą strzały i postanawiają poszukać pomocy.
Głównym wątkiem jest strzelanina. Motywy chłopaka przedstawiane są stopniowo – mają one m.in związek z jego życiem prywatnym, rodziną, relacją z siostrą. Tak naprawdę jednak Tylor zdaje się nie do końca zrównoważony psychicznie. Niby jego działania w szkole są przemyślane i starannie zaplanowane, co uderza czytelnika od pierwszej strony i od chwili, gdy my już wiemy, co ma się za chwilę wydarzyć, a uczniowie, bohaterowie powieści jeszcze nawet nie zdają sobie sprawy, że coś jest nie tak. Tylor jest przerażający nie tylko ze względu na to, co robi, lecz także na to, co mówi. Jest opanowany, bezlitosny i przekonany o własnej racji.
Podczas powieści widzimy nie tylko działania zamachowca, lecz także strach, który ogarnia uczniów. Dla każdego jest on czymś innym. Niektórzy martwią się o własne życie, inni starają się chronić bliskie sobie osoby. Właśnie dlatego Thomas, jeden z chłopaków z gabinetu dyrektorki, postanawia, że nie będzie bezczynnie czekać, tylko ruszy na pomoc uwięzionej w sali gimnastycznej siostrze. Widzimy też siostrę samego Tylora, poznajemy jej obawy, obserwujemy poświęcenie, którego stara się dokonać, mimo że nikt od niej tego nie oczekuje, a wręcz pojawiają się wokół niej osoby, które chcą ją chronić przed bratem.
To, co jeszcze mnie zaskoczyło, to fakt, że w powieści pojawia się dobrze wyeksponowany motyw Internetu. Są wpisy z bloga i prawdopodobnie tweety. Młodzi ludzie podczas strzelaniny wyciągają telefony i dzwonią do rodziców, esemesuja i tweetują. Mamy hasztagi i lajki. Niektórzy uznają, że to żarty, inni biorą na poważnie to, co dzieje się w szkole, a o czym wiedzą tylko z internetowych relacji. I nagle pojawiają się nawet wpisy mediów – prośby o informowanie dziennikarzy o tym, co się dzieje. To mną wstrząsnęło. Zdałam sobie sprawę, że nie tylko nowe technologie sprawiły, że zmieniły się kontakty i sposób proszenia o pomoc, lecz także ludzie stali się mniej wrażliwi na krzywdę, gdy informuje się o niej przez komunikatory i portale społecznościowe, co widać w przytoczonych w powieści tweetach.
Chłopak, który bał się być sam, to powieść, w której położono nacisk na tematykę strzelaniny, ale pojawiają się też wątki poboczne, które są ważne, ale nie przytłaczają głównego wątku. To powieść złożona, ale nieprzegadana, bardzo współczesna. Świetnie napisana. Porusza ważny temat i nie traktuje go lekko i ogólnie, jakby mogło to się stać w typowej powieści młodzieżowej. To naprawdę dobra, trzymająca w napięciu lektura, którą warto przeczytać.
Pewnie dla niektórych zabrzmi to bardzo dziwnie, ale uwielbiam czytać o różnych masakrach, które wydarzyły się na świecie. Bardzo lubię szukać w internecie śladów na ten temat i dowiadywać się wszystkiego, co z tym może być związane. Myślę, że chyba zamiast na nowe media, miałam iść na psychologię. Moje zainteresowanie wiąże się bowiem jedynie z tym psychicznym aspektem całej sytuacji.
Jak dotąd jednak nigdy nie spotkałam żadnej powieści,
(...)
która by taką właśnie historię opowiadała. Może to była moja wina, bo niezbyt dokładnie szukałam. Wyobraźcie sobie więc, jak wielkie było moje zainteresowanie, gdy dowiedziałam się, że Wydawnictwo Feeria Young wydaje książkę, która właśnie o takiej masakrze opowiada. Chyba nic w tym dziwnego, że koniec końców objęłam Chłopaka, który bał się być sam swoim patronatem, prawda?
Historia zawarta w powieści zaczyna się dość niewinnie. Mamy pierwszy dzień, po feriach zimowych, uczniowie niechętnie wracają do codzienności i mierzą się z trudami związanymi ze szkołą. Jak co roku wszyscy uczniowie muszą obowiązkowo stawić się na apelu w audytorium, gdzie dyrektor szkoły będzie po raz kolejny wygłaszała tą samą przemowę. I gdy apel w końcu dobiega końca, a uczniowie i nauczyciele chcą opuścić salę, okazuje się to niemożliwe. Ktoś zamknął wszystkie drzwi. I gdy do wszystkich dociera, że to chyba jednak nie jest kolejny głupi kawał szkolnego żartownisia, pojawia się on - z bronią w ręce i szaleństwem w oczach. W przeciągu godziny dokonał takiego spustoszenia, po którym nie jeden długo nie będzie się mógł pozbierać.
Choć zazwyczaj najbardziej lubię, gdy narracja książce prowadzona jest w sposób jednoosobowy - gdy konkretny (zazwyczaj główny) bohater opowiada nam całe zdarzenie - to akurat w tym przypadku kompletnie by to nie przeszło. W Chłopaku, który bał się być sam mamy aż czterech narratorów. Charakteryzuje ich to, że w jakiś sposób są oni powiązani z napastnikiem - Autumn jest jego siostrą, Sylvi to dziewczyna Autumn, która od dawna ma na pieńku z jej bratem, Thomàs jest bratem Sylvi i tym, który jest w wiecznym konflikcie z ich oprawcą, a Claire to jego była dziewczyna. Są to więc osoby z jego dość bliskiego otoczenia i które najlepiej, moim zdaniem, potrafiły wyrazić wszystkie emocje, które wiązały się z całym zdarzeniem. Bo powiedzmy sobie szczerze - kto chciałby czytać o tym co czuł jakiś zwykły pan X, czy Y kompletnie nie związany z napastnikiem? Byłoby to ciekawe, ale nie w takim stopniu, jak wrażenia osób bliskich oprawcy. Dodatkowo każdy z nich (choć początkowo prócz Autumn i Sylvi) przebywa w innej odległości, czy pomieszczeniu, dzięki czemu autorka dała nam możliwość posiadania wglądu do wszystkiego, co ma związek z masakrą. Jak dla mnie takie zagranie było po prostu genialne - dodało całości tego charakterystycznego dreszczyku i niepokoju.
Bardzo zaskoczyło mnie w tej powieści to, że praktycznie już od pierwszych stron coś się dzieje. Sama akcja jest tak bardzo wciągająca, że książkę czyta się jednym tchem. Mi zajęło to jakieś trzy godziny - tak bardzo chciałam wiedzieć, jak cała sytuacja się skończy. Autorka tak umiejętnie wszystko rozplanowała, że całość świetnie ze sobą synchronizuje. Dzięki temu, w jaki sposób przedstawiła swoją historię, zyskała pełną uwagę i ciekawość czytelnika. Ja jestem pod wielkim wrażeniem tego, co udało jej się dokonać.
Wcześniej zapomniałam wspomnieć, że cała akcja - od momentu, kiedy Tyler (sprawca masakry) uwięził wszystkich w auli, do momentu zakończenia sprawy - trwała niecałą godzinę. Autorka, w następujących kolejno po sobie rozdziałach, zamieszczała informację, w jakim właśnie czasie dany rozdział się rozgrywa. Tutaj mam niestety jedno ale. W większości przypadków rozdział trwał jakieś maksymalnie 5 minut. Moim zdaniem to, co działo się w tym czasie na kartach powieści, nie zdążyło by wydarzyć się w rzeczywistości. Jak dla mnie więc autorka nieco pogubiła się w ramach czasowych, co strasznie mnie denerwowało. Uwierzcie mi, że starałam się nawet analizować wszystko w taki sposób, aby sprawdzić, czy dany rozdział mógłby się faktycznie wydarzyć w tak krótkim czasie, ale za każdym razem utwierdzałam się w przekonaniu, że tak być nie mogło. Jest to chyba moje jedyne ale do całości książki i mimo, iż w trakcie czytania mnie to denerwowało, to jednak patrząc na wszystko już mając ją za sobą mogę stwierdzić, że jest to tylko szczegół, który niczego tej pozycji nie ujmuje.
Jak wspomniałam, bardzo spodobał mi się sposób narracji i przyznaję, że autorka spisała się świetnie wcielając się w każdego bohatera tak, aby każdy różnił się od swojego poprzednika. Żałuję jednak, że żaden z rozdziałów nie był poświęcony Tylerowi. Moglibyśmy przez to lepiej zrozumieć tok jego myślenia i przez to książka mogłaby kazać się być jeszcze bardziej ciekawa. A tak, co do motywów, które nim kierowały, musieliśmy zaufać tylko temu, co sugerowała jego siostra Autumn, czy inni bohaterowie. Myślę, że mógłby był on na prawdę ciekawą postacią, ale wielka szkoda, że autorka tego nie dostrzegła.
Podsumowując więc - Chłopak, który bał się być sam to książka niezwykła! Jest tak przepełniona różnymi emocjami, że czytając nie da się odczuwać tego, co jej bohaterowie. Śledząc z zapałem każdą kolejną stronę pogrążamy się w rozpaczy, strachu i bólu. Dowiadujemy się, jak mogą czuć się osoby, które stały się ofiarami napastnika pokroju Tyler i jak w przeciągu jednej godziny może zmienić się w naszym życiu dosłownie wszystko. Czytając nie można się również nie wzruszyć - bo za powłoką potwora, który bez skrupułów zabija 39 osób, kryje się zagubiony chłopak, którego sytuacje niezależne od niego samego doprowadziły do takich działań. Sama autorka ma świetny styl idealnie nadający się do właśnie takich historii i żywię ogromną nadzieję, że może jeszcze kiedyś Marieke Nijkamp napisze podobną historię. Jeśli tak, ja zdecydowanie będę czekać pierwsza w kolejce, aby się z nią zapoznać.
Także już słowem zakończenia, oczywiście polecam wam tą książkę z całego serca i gwarantuję, że nie będziecie się przy niej nudzić! To pozycja, którą koniecznie trzeba poznać!
Chłopak, który bał się być sam Marieke Nijkamp to powieść młodzieżowa, w której trzecioosobowy narrator przedstawia wydarzenia z liceum w Opportunity z kilku miejsc. Dostajemy nie tylko relację z sali gimnastycznej, na której trwa strzelanina, lecz także obserwujemy dwóch chłopaków próbujących dostać się do zamkniętej hali oraz grupę biegaczy, którzy słyszą strzały i postanawiają poszukać pomocy.
Głównym wątkiem jest strzelanina. Motywy chłopaka przedstawiane są stopniowo – mają one m.in związek z jego życiem prywatnym, rodziną, relacją z siostrą. Tak naprawdę jednak Tylor zdaje się nie do końca zrównoważony psychicznie. Niby jego działania w szkole są przemyślane i starannie zaplanowane, co uderza czytelnika od pierwszej strony i od chwili, gdy my już wiemy, co ma się za chwilę wydarzyć, a uczniowie, bohaterowie powieści jeszcze nawet nie zdają sobie sprawy, że coś jest nie tak. Tylor jest przerażający nie tylko ze względu na to, co robi, lecz także na to, co mówi. Jest opanowany, bezlitosny i przekonany o własnej racji.
Podczas powieści widzimy nie tylko działania zamachowca, lecz także strach, który ogarnia uczniów. Dla każdego jest on czymś innym. Niektórzy martwią się o własne życie, inni starają się chronić bliskie sobie osoby. Właśnie dlatego Thomas, jeden z chłopaków z gabinetu dyrektorki, postanawia, że nie będzie bezczynnie czekać, tylko ruszy na pomoc uwięzionej w sali gimnastycznej siostrze. Widzimy też siostrę samego Tylora, poznajemy jej obawy, obserwujemy poświęcenie, którego stara się dokonać, mimo że nikt od niej tego nie oczekuje, a wręcz pojawiają się wokół niej osoby, które chcą ją chronić przed bratem.
To, co jeszcze mnie zaskoczyło, to fakt, że w powieści pojawia się dobrze wyeksponowany motyw Internetu. Są wpisy z bloga i prawdopodobnie tweety. Młodzi ludzie podczas strzelaniny wyciągają telefony i dzwonią do rodziców, esemesuja i tweetują. Mamy hasztagi i lajki. Niektórzy uznają, że to żarty, inni biorą na poważnie to, co dzieje się w szkole, a o czym wiedzą tylko z internetowych relacji. I nagle pojawiają się nawet wpisy mediów – prośby o informowanie dziennikarzy o tym, co się dzieje. To mną wstrząsnęło. Zdałam sobie sprawę, że nie tylko nowe technologie sprawiły, że zmieniły się kontakty i sposób proszenia o pomoc, lecz także ludzie stali się mniej wrażliwi na krzywdę, gdy informuje się o niej przez komunikatory i portale społecznościowe, co widać w przytoczonych w powieści tweetach.
Chłopak, który bał się być sam, to powieść, w której położono nacisk na tematykę strzelaniny, ale pojawiają się też wątki poboczne, które są ważne, ale nie przytłaczają głównego wątku. To powieść złożona, ale nieprzegadana, bardzo współczesna. Świetnie napisana. Porusza ważny temat i nie traktuje go lekko i ogólnie, jakby mogło to się stać w typowej powieści młodzieżowej. To naprawdę dobra, trzymająca w napięciu lektura, którą warto przeczytać.
Jak dotąd jednak nigdy nie spotkałam żadnej powieści, (...) która by taką właśnie historię opowiadała. Może to była moja wina, bo niezbyt dokładnie szukałam. Wyobraźcie sobie więc, jak wielkie było moje zainteresowanie, gdy dowiedziałam się, że Wydawnictwo Feeria Young wydaje książkę, która właśnie o takiej masakrze opowiada. Chyba nic w tym dziwnego, że koniec końców objęłam Chłopaka, który bał się być sam swoim patronatem, prawda?
Historia zawarta w powieści zaczyna się dość niewinnie. Mamy pierwszy dzień, po feriach zimowych, uczniowie niechętnie wracają do codzienności i mierzą się z trudami związanymi ze szkołą. Jak co roku wszyscy uczniowie muszą obowiązkowo stawić się na apelu w audytorium, gdzie dyrektor szkoły będzie po raz kolejny wygłaszała tą samą przemowę. I gdy apel w końcu dobiega końca, a uczniowie i nauczyciele chcą opuścić salę, okazuje się to niemożliwe. Ktoś zamknął wszystkie drzwi. I gdy do wszystkich dociera, że to chyba jednak nie jest kolejny głupi kawał szkolnego żartownisia, pojawia się on - z bronią w ręce i szaleństwem w oczach. W przeciągu godziny dokonał takiego spustoszenia, po którym nie jeden długo nie będzie się mógł pozbierać.
Choć zazwyczaj najbardziej lubię, gdy narracja książce prowadzona jest w sposób jednoosobowy - gdy konkretny (zazwyczaj główny) bohater opowiada nam całe zdarzenie - to akurat w tym przypadku kompletnie by to nie przeszło. W Chłopaku, który bał się być sam mamy aż czterech narratorów. Charakteryzuje ich to, że w jakiś sposób są oni powiązani z napastnikiem - Autumn jest jego siostrą, Sylvi to dziewczyna Autumn, która od dawna ma na pieńku z jej bratem, Thomàs jest bratem Sylvi i tym, który jest w wiecznym konflikcie z ich oprawcą, a Claire to jego była dziewczyna. Są to więc osoby z jego dość bliskiego otoczenia i które najlepiej, moim zdaniem, potrafiły wyrazić wszystkie emocje, które wiązały się z całym zdarzeniem. Bo powiedzmy sobie szczerze - kto chciałby czytać o tym co czuł jakiś zwykły pan X, czy Y kompletnie nie związany z napastnikiem? Byłoby to ciekawe, ale nie w takim stopniu, jak wrażenia osób bliskich oprawcy. Dodatkowo każdy z nich (choć początkowo prócz Autumn i Sylvi) przebywa w innej odległości, czy pomieszczeniu, dzięki czemu autorka dała nam możliwość posiadania wglądu do wszystkiego, co ma związek z masakrą. Jak dla mnie takie zagranie było po prostu genialne - dodało całości tego charakterystycznego dreszczyku i niepokoju.
Bardzo zaskoczyło mnie w tej powieści to, że praktycznie już od pierwszych stron coś się dzieje. Sama akcja jest tak bardzo wciągająca, że książkę czyta się jednym tchem. Mi zajęło to jakieś trzy godziny - tak bardzo chciałam wiedzieć, jak cała sytuacja się skończy. Autorka tak umiejętnie wszystko rozplanowała, że całość świetnie ze sobą synchronizuje. Dzięki temu, w jaki sposób przedstawiła swoją historię, zyskała pełną uwagę i ciekawość czytelnika. Ja jestem pod wielkim wrażeniem tego, co udało jej się dokonać.
Wcześniej zapomniałam wspomnieć, że cała akcja - od momentu, kiedy Tyler (sprawca masakry) uwięził wszystkich w auli, do momentu zakończenia sprawy - trwała niecałą godzinę. Autorka, w następujących kolejno po sobie rozdziałach, zamieszczała informację, w jakim właśnie czasie dany rozdział się rozgrywa. Tutaj mam niestety jedno ale. W większości przypadków rozdział trwał jakieś maksymalnie 5 minut. Moim zdaniem to, co działo się w tym czasie na kartach powieści, nie zdążyło by wydarzyć się w rzeczywistości. Jak dla mnie więc autorka nieco pogubiła się w ramach czasowych, co strasznie mnie denerwowało. Uwierzcie mi, że starałam się nawet analizować wszystko w taki sposób, aby sprawdzić, czy dany rozdział mógłby się faktycznie wydarzyć w tak krótkim czasie, ale za każdym razem utwierdzałam się w przekonaniu, że tak być nie mogło. Jest to chyba moje jedyne ale do całości książki i mimo, iż w trakcie czytania mnie to denerwowało, to jednak patrząc na wszystko już mając ją za sobą mogę stwierdzić, że jest to tylko szczegół, który niczego tej pozycji nie ujmuje.
Jak wspomniałam, bardzo spodobał mi się sposób narracji i przyznaję, że autorka spisała się świetnie wcielając się w każdego bohatera tak, aby każdy różnił się od swojego poprzednika. Żałuję jednak, że żaden z rozdziałów nie był poświęcony Tylerowi. Moglibyśmy przez to lepiej zrozumieć tok jego myślenia i przez to książka mogłaby kazać się być jeszcze bardziej ciekawa. A tak, co do motywów, które nim kierowały, musieliśmy zaufać tylko temu, co sugerowała jego siostra Autumn, czy inni bohaterowie. Myślę, że mógłby był on na prawdę ciekawą postacią, ale wielka szkoda, że autorka tego nie dostrzegła.
Podsumowując więc - Chłopak, który bał się być sam to książka niezwykła! Jest tak przepełniona różnymi emocjami, że czytając nie da się odczuwać tego, co jej bohaterowie. Śledząc z zapałem każdą kolejną stronę pogrążamy się w rozpaczy, strachu i bólu. Dowiadujemy się, jak mogą czuć się osoby, które stały się ofiarami napastnika pokroju Tyler i jak w przeciągu jednej godziny może zmienić się w naszym życiu dosłownie wszystko. Czytając nie można się również nie wzruszyć - bo za powłoką potwora, który bez skrupułów zabija 39 osób, kryje się zagubiony chłopak, którego sytuacje niezależne od niego samego doprowadziły do takich działań. Sama autorka ma świetny styl idealnie nadający się do właśnie takich historii i żywię ogromną nadzieję, że może jeszcze kiedyś Marieke Nijkamp napisze podobną historię. Jeśli tak, ja zdecydowanie będę czekać pierwsza w kolejce, aby się z nią zapoznać.
Także już słowem zakończenia, oczywiście polecam wam tą książkę z całego serca i gwarantuję, że nie będziecie się przy niej nudzić! To pozycja, którą koniecznie trzeba poznać!