Szkoda papieru ,który się zmarnował na tę książkę.
"365 dni" to debiutancka książka Blanki Lipińskiej. Jak zapewnia nas autorka, ta powieść to połączenie brutalnej siły mafii z "Ojca chrzestnego" oraz miłości i ognistego pożądania rodem z "50 twarzy Greya". Jeśli o mnie chodzi, to do przeczytania tej książki skłoniło mnie kilka aspektów, a mianowicie obsadzenie akcji w malowniczych Włoszech oraz połączenie dwóch jakże odrębnych światów - mafii i spektakularnej miłości,
(...)która budowana jest w niebezpiecznych okolicznościach. A te dwa wątki są w tej książce poruszane. Główną bohaterką jest tutaj Laura Biel, kobieta wraz z chłopakiem i parą przyjaciół wybiera się w podróż do cudownej Sycylii. Czuje, że jej życie utknęło w martwym punkcie, chłopak nie ukazuje jej miłości, której bardzo potrzebuje, a praca menadżerki hotelu nie jest tak fascynująca jaka była na początku jej kariery. Wówczas, pierwszego dnia wspólnego urlopu pojawia się on, don Massimo Toriccelli. Mężczyzna cudem uszedł z życiem ze strzelaniny, która wywiązała się pomiędzy szefami mafii. Swoje uzdrowienie uważa za wielki dar, który ofiarowała mu tajemnicza kobieta, którą widywał w wizjach w czasie kiedy był nieprzytomny. Kiedy pewnego dnia zauważa ją na ulicy, nie może uwierzyć w to, że ona rzeczywiście istnieje. Jednak w jego głowie jest już plan, w wyniku którego Laura ma zostać przy nim na zawsze. Szczerze Wam powiem, że postać Massima porwała moje serce. Jestem ogromną fanką takiej mieszanki wybuchowej, gdzie z brutalnego faceta potrafi wyłonić się troskliwy i opiekuńczy mężczyzna. Momentami był brutalny, bezpośredni oraz nie dbający o dobro innych ludzi, aczkolwiek znający zasady i warunki panujące w kręgach mafijnych. Dobro najbliższych jest dla niego priorytetem. Laura natomiast to kobieta, która aż tak mojej sympatii nie wzbudziła. Głównym minusem w kreacji tej bohaterki jest to, że autorka -moim zdaniem- niepotrzebnie wzbogacała akcję o opisy jej ubrań, które musiały być markowe i każdy musiał jej tego zazdrościć. Myślę, że to spłycało całą zbudowaną atmosferę w książce. Poza tym, powieść ta mocno wciąga i tu ostrzegam: kiedy tylko trafi w Twoje ręce nie będziesz w stanie się jej oprzeć (podobnie jak Laura Massimowi!). Ma ona w sobie mroczną i wręcz gęstą atmosferę, którą osobiście w książkach uwielbiam. Na wielki plus zasługuje również to, że relacja naszych bohaterów rozwija się wraz z przeczytanymi stronami. Ich namiętność nie wybuchła od razu, powstrzymywana strachem o rodzinę i groźbami. Czy 365 dni wystarczy aby wybaczyć i zakochać się w bardzo niebezpiecznym mężczyźnie? Na to pytanie znajdziecie odpowiedź wtedy, kiedy sięgniecie po tę książkę! Jeśli tylko pojawi się kolejna część, a na to wskazuje zakończenie, to proszę o większą dawkę porachunków mafijnych i szczegółów z życia Massimo! Książka jest idealna dla osób szukających mocnych wrażeń i to nie na miarę 50 Twarzy Greya bo moim zdaniem ta książka jest sto razy lepsza! Przeczytaj i przekonaj się sam!
„365 dni” dostałam od wydawnictwa jakiś czas temu...bodajże w wakacje. Dawno! - ktoś powie… Ano dawno. Nadszedł jednak czas, bym skrobnęła Wam kilka słów o tej pozycji. Nadmienię jednak już na początku, że robię to tylko ze względu na lojalność wobec WAS i ze względu na moją uczciwość wobec Wydawnictwa, wynikającą z naszej współpracy i obowiązkowego opiniowania powierzanych mi powieści. Obrzydliwie romantyczna,
(...)skrajnie prawdziwa i inspirująca... Laura wraz ze swoim chłopakiem Martinem i dwójką przyjaciół wyjeżdżają na wakacje na Sycylię. Drugiego dnia pobytu – w swoje dwudzieste dziewiąte urodziny – dziewczyna zostaje porwana. Porywaczem okazuje się głowa sycylijskiej rodziny mafijnej, szalenie przystojny, młody don Massimo Toricelli. Mężczyzna kilka lat wcześniej przeżył zamach na swoje życie. Postrzelony kilka razy prawie umarł, a kiedy jego serce przestało bić, przed oczami zobaczył dziewczynę, a dokładnie Laurę Biel. Gdy przywrócono go do życia, obiecał sobie, że odnajdzie kobietę, którą zobaczył. Massimo daje dziewczynie 365 dni na to, by go pokochała i z nim została. „Ojciec chrzestny” w połączeniu z „Pięćdziesięcioma twarzami Greya”. Tyle dowiecie się z opisu okładkowego. „Obrzydliwie romantyczna” - Obrzydliwa? Tak. Romantyczna? Zdecydowanie nie. „Skrajnie prawdziwa” - Skrajna? O tak. Prawdziwa? - Tak (zwłaszcza jeśli chodzi o podrzędne porno). „Inspirująca” - Inspirująca? Zdecydowanie NIE – osobiście się przyznam, że w pewnych sferach posiadam dużo większą fantazję i otwartość, aniżeli posiada ją „ałtorka” i jej bohaterowie. Jak bym więc opisała tę pozycję? Celowo używam słowa ”pozycja”, ponieważ powieścią tego nazwać nie mogę, książką również się nie da. Powieść / książka posiadają nie tylko fabułę, ale przede wszystkim wnoszą coś w życie czytelnika. Jakąś myśl, refleksję, naukę, puentę, rozważania. TA POZYCJA – nie wnosi w życie czytelnika nic. No chyba, że jest to czytelnik, który jest uzależniony od filmów porno, a chwilowo wyłączyli mu prąd lub ma awarię sprzętów RTV. To w takim „skrajnym” przypadku ta pozycja owszem może się okazać ratująca życie! Nie wiem Kochani, co Wydawnictwo miało na myśli wydając ową pozycję pod swymi skrzydłami? Kto podjął taką fatalną decyzję? Wszak jest to jedno z wiodących wydawnictw na rynku polskim. Dodam, że wydawnictwo jest jednym z moich ulubionych wydawnictw – właśnie ze względu na wydawane powieści, które są pełne życia, prawdy i tego wszystkiego, co dobra książka powinna w sobie mieć. Tym bardziej nie rozumiem, skąd decyzja o wydaniu tej pozycji!? Ba! Mało tego (na półkach w księgarniach już stoi kolejna część tego czegoś!) Czy nazwisko „ałtorki” było aż tak kuszące? Czy chodziło o jej popularność na instagramie i w innych mediach społecznościowych? Czy jest to pozycja opłacona przez panią Lipińską? Trudno stwierdzić. Wnikać nie zamierzam. Bo nie ma po co. Powiem otwarcie, chociaż serce mnie boli, że muszę pisać takie rzeczy. Ale szanuję WAS i właśnie ze względu na ten szacunek jaki wobec Was odczuwam – nie mogę zmilczeć. Unikajcie tego gniotu, jak ognia! Ponieważ to co się raz przeczyta – tego się już nie odprzeczyta! Na początek pójdzie zatem początek (to pierwsze dwie albo trzy strony), scena w samolocie. Scena z założenia zapewne miała być erotyczna, no ale cóż...dla mnie to był zwyczajny gwałt oralny. Jakakolwiek by głupia nie była ta stewardessa, to jednak gwałt jest gwałtem! No i tu wchodzimy szybkim krokiem w świat Massimo. Niestety, w tym świecie, co drugie słowo to kurwa, a chuj stanowi przecinek. (nie)Smaczku dodają przeplatane między nimi liczne kutasy, pierdolenie, rżnięcie i mnóstwo, naprawdę cała masa spermy zalewającej co i raz gardła bohaterek. Aż dziwne, że się biedaczki nie pokrztusiły od tej ilości. Nie jestem pruderyjna. Sądzę, że seks jest jedną z najlepszych rzeczy pod słońcem. Nie ma znaczenia czy to seks w stałym związku czy przelotny romans. I taki, i taki może być cudowny, wspaniały, wznoszący nas na wyżyny licznych i niesamowitych przeżyć i orgazmów. „ałtorka” z tyłu na okładce (wewnętrzna strona) nazywa się propagatorką otwartych rozmów o seksie, gdyż jak twierdzi wciąż ubolewa nad tym, jak mało jesteśmy, my kobiety, odważne. Serio??? Jeśli tak wygląda propagowanie seksu i otwartości względem jego aspektów - to ja współczuję i „ałtorce” za takie żałosne podejście do tematu i tym, którzy faktycznie tylko tyle potrafią z tego seksu czerpać, co bohaterowie tej pozycji! Bo wierzcie mi, można z niego wyciągnąć i osiągnąć dużo więcej!!! Jeśli zatem jesteś osobą, która znudzona jest swoim misjonarskim (nudnym) pożyciem i chciałabyś coś zmienić, czegoś się nauczyć, dowiedzieć się jak to zrobić i jak zaskoczyć swego partnera – to absolutnie NIE sięgaj po tę pozycję! Zepsujesz sobie tylko głowę! A twój facet może być tak zaskoczony Twoim zachowaniem, że zamiast miłej niespodzianki i mega owocnego seksu przytrafi mu się „wpadka” i zwyczajnie ze stresu mu nie stanie. Skupmy się teraz na bohaterach. Laura - …eghmm...totalnie głupia i pusta panna. No cóż inaczej się nie da powiedzieć. Jeśli ktoś Cię porywa, grozi, że zabije Twoją rodzinę itp. to co robisz? Masz ochotę przelecieć swego porywacza? Doceniasz jego walory fizyczne? Chodzisz z nim na zakupy? I cieszysz się z drogich prezentów jakie Ci robi? A potem oczywiście idziesz z nim do łóżka i przeżywacie ekstazę za ekstazą, nie zapominając o falach spermy zalewającej gardło? A tak to właśnie wygląda w tym przypadku! Po prostu pusta lala, której nijak nie można polubić. Dlaczego „ałtorka” popełniła taką bohaterkę? Nie mam pojęcia. Laura jest doskonałym przykładem pustostanu mózgowego ale również idealnym odzwierciedleniem kobiety bez krztyny szacunku do siebie i bez wartości, którymi mogłaby się w życiu kierować. Massimo - ...tyran i despota, mafiozo. Jeśli to ma być spełnienie kobiecych marzeń? To ja szczerze ubolewam nad poziomem własnej wartości kobiety, która ma taką wizję i potrzeby. Ja naprawdę lubię tzw. „bad boyów”, któż ich nie lubi? ...no ale tutaj - „ałtorkę’ lekko poniosło. Massimo to oprawca, morderca, zimny, wstrętny facet, który miłość do kobiety postrzega chyba przez pryzmat ilości jej rżnięcia, względnie ilością hektolitrów połykanej przez nią spermy, (a tak zapomniałam o drogich prezentach). No cóż...ogólnie mówiąc: Bohaterowie są niewiarygodni i zwyczajnie irytujący. Trudno ich polubić i zrozumieć. Styl literacki całkowicie leży, cechuje go ubogie słownictwo i brak różnorodnych środków językowych. Liczne powtórzenia tych samych opisów scen stają się bardzo szybko widoczne i niezwykle irytujące. Niestety, nie jest to jedyny, wielki minus tej pozycji. Fabuła absolutnie przewidywalna i maksymalnie nie życiowa. Nie wiem kto uznał, że to będzie pozycja, która spodoba się czytelnikowi? I na jakiej podstawie ten ktoś stwierdził, że polski czytelnik jest, aż tak mało wymagający, by zadowolić się całą masą wulgaryzmów i ordynarnych opisów podrzędnego seksu? Ubolewam bardzo, nad tym, że coś takiego zostało wydane! Co więcej – została wydana już nawet druga część tego „badziewia”. :( Cała seksualna otwartość została przesłoniona w „365 dniach” przez fatalnie poprowadzoną historię, przekleństwa (nie żebym sama czasem nie klęła), ale rynsztokowe słownictwo w co drugim zdaniu mocno narusza moje poczucie estetyki literackiej. „Ałtokra” miała być może zacny cel, ale droga do niego i jakość – okazały się po prostu kiepskie i nijakie. NIE POLCAM! A wręcz ostrzegam: - szkoda waszych pieniędzy na zakup tej pozycji, - szkoda czasu na czytanie tego czegoś, - szkoda sobie psuć dobrego zdania na temat polskiej literatury, - szkoda sobie psuć głowy (co się zobaczy, to się już nie odzobaczy!) Wydawnictwu dziękuję za przesłanie pozycji do recenzji.
Spotykają się dwa żywioły,Polka-niezależna, dziewczyna"z jajami" i Włoch,szef sycylijskiej mafii.Co z takiego duetu może wyniknąć? Autorka nieskrępowanie i bezpruderyjnie opisuje sceny erotyczne tych dwojga.Czyta się lekko i szybko :)Polecam.
Jak dla mnie książka nie powala na kolana. Nie ukrywam, że spodziewałam się bardziej rozbudowanej historii. W dodatku wielkim minusem jest masakryczna ilość błędów. Serio jeszcze w żadnej książce, którą czytałam nie widziałam tyle błędów :/ A czytam dość sporo.. Porażka, aż się ciężko to czyta nie raz...
Książka według mnie przereklamowana i to mocno. Czekałam na nią bardzo długo ale zupełnie mnie nie powaliła
Książka wciągająca, dużo się tam dzieje co sprawia że czytalnik chce ją dalej czytać bo nie można przewidzieć co się wydarzy. Nie jest typowym romansidłem, w niektórych momentach te erotyczne sceny przesadzone ale ogólnie czyta się dobrze. Podsumowując określiłabym ją jako Współczesna wersja kopciuszka dla dorosłych:)
Bardzo wciągająca.
Dla mnie bardzo wciągająca, tak jak pozostałe dwie części.
Lekka opowieść z przeważająca tematyka erotyczna. Jak dla mnie dużo za mało opisów sytuacji,miejsc,odczuć bohaterow.
Książkę pochłonęłam w kilka godzin, myślałam, że zaskoczy mnie treścią, opisami etc. jednak nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Czekam na kolejne dwie części, może p. Blanka rozwinęła się podczas dalszego tworzenia.
Przereklamowana i to bardzo mocno. Jak dla mnie szkoda papieru.
Ja przeczytałam na wakacjach wszystkie 3 części jednym tchem.... Polecam.
Obrzydliwie romantyczna? Hmm, w którym momencie? Gorszego grafomańskiego dzieła, pisanego po pijaku (chyba) nie czytałam i mam nadzieję, że nie będę już czytała!
Szczerze jak dla mnie wielkie rozczarowanie spodziewałam się chyba czegoś, innego fabuła się ciągnie jak przysłowiowe flaki z olejem. Mam wrażenie że można się samemu się domyślić jakie będzie zakończenie. Może coś dla miłośczek Harlequina tylko w niego ostrzejszej wersji.
Polka w świecie sycylijskiej mafii. Życie w luksusie przeplata się z niebezpieczeństwem. Dużo mocnej erotyki. Wszystkie części - 3 wciągają i czyta się lekko i szybko.
Pozycja została dodana do koszyka.
Jeśli nie wiesz, do czego służy koszyk, kliknij tutaj, aby poznać szczegóły.
Nie pokazuj tego więcej
SOWA OPAC :: wersja 6.4.0 (2024-10-16)
Oprogramowanie dostarczone przez SOKRATES-software.
Wszelkie uwagi dotyczące oprogramowania prosimy zgłaszać w bibliotece.
Jeśli o mnie chodzi, to do przeczytania tej książki skłoniło mnie kilka aspektów, a mianowicie obsadzenie akcji w malowniczych Włoszech oraz połączenie dwóch jakże odrębnych światów - mafii i spektakularnej miłości, (...) która budowana jest w niebezpiecznych okolicznościach. A te dwa wątki są w tej książce poruszane. Główną bohaterką jest tutaj Laura Biel, kobieta wraz z chłopakiem i parą przyjaciół wybiera się w podróż do cudownej Sycylii. Czuje, że jej życie utknęło w martwym punkcie, chłopak nie ukazuje jej miłości, której bardzo potrzebuje, a praca menadżerki hotelu nie jest tak fascynująca jaka była na początku jej kariery. Wówczas, pierwszego dnia wspólnego urlopu pojawia się on, don Massimo Toriccelli. Mężczyzna cudem uszedł z życiem ze strzelaniny, która wywiązała się pomiędzy szefami mafii. Swoje uzdrowienie uważa za wielki dar, który ofiarowała mu tajemnicza kobieta, którą widywał w wizjach w czasie kiedy był nieprzytomny. Kiedy pewnego dnia zauważa ją na ulicy, nie może uwierzyć w to, że ona rzeczywiście istnieje. Jednak w jego głowie jest już plan, w wyniku którego Laura ma zostać przy nim na zawsze. Szczerze Wam powiem, że postać Massima porwała moje serce. Jestem ogromną fanką takiej mieszanki wybuchowej, gdzie z brutalnego faceta potrafi wyłonić się troskliwy i opiekuńczy mężczyzna. Momentami był brutalny, bezpośredni oraz nie dbający o dobro innych ludzi, aczkolwiek znający zasady i warunki panujące w kręgach mafijnych. Dobro najbliższych jest dla niego priorytetem. Laura natomiast to kobieta, która aż tak mojej sympatii nie wzbudziła. Głównym minusem w kreacji tej bohaterki jest to, że autorka -moim zdaniem- niepotrzebnie wzbogacała akcję o opisy jej ubrań, które musiały być markowe i każdy musiał jej tego zazdrościć. Myślę, że to spłycało całą zbudowaną atmosferę w książce. Poza tym, powieść ta mocno wciąga i tu ostrzegam: kiedy tylko trafi w Twoje ręce nie będziesz w stanie się jej oprzeć (podobnie jak Laura Massimowi!). Ma ona w sobie mroczną i wręcz gęstą atmosferę, którą osobiście w książkach uwielbiam. Na wielki plus zasługuje również to, że relacja naszych bohaterów rozwija się wraz z przeczytanymi stronami. Ich namiętność nie wybuchła od razu, powstrzymywana strachem o rodzinę i groźbami. Czy 365 dni wystarczy aby wybaczyć i zakochać się w bardzo niebezpiecznym mężczyźnie? Na to pytanie znajdziecie odpowiedź wtedy, kiedy sięgniecie po tę książkę! Jeśli tylko pojawi się kolejna część, a na to wskazuje zakończenie, to proszę o większą dawkę porachunków mafijnych i szczegółów z życia Massimo!
Książka jest idealna dla osób szukających mocnych wrażeń i to nie na miarę 50 Twarzy Greya bo moim zdaniem ta książka jest sto razy lepsza! Przeczytaj i przekonaj się sam!
Dawno! - ktoś powie… Ano dawno.
Nadszedł jednak czas, bym skrobnęła Wam kilka słów o tej pozycji.
Nadmienię jednak już na początku, że robię to tylko ze względu na lojalność wobec WAS i ze względu na moją uczciwość wobec Wydawnictwa, wynikającą z naszej współpracy i obowiązkowego opiniowania powierzanych mi powieści.
Obrzydliwie romantyczna, (...) skrajnie prawdziwa i inspirująca...
Laura wraz ze swoim chłopakiem Martinem i dwójką przyjaciół wyjeżdżają na wakacje na Sycylię. Drugiego dnia pobytu – w swoje dwudzieste dziewiąte urodziny – dziewczyna zostaje porwana. Porywaczem okazuje się głowa sycylijskiej rodziny mafijnej, szalenie przystojny, młody don Massimo Toricelli. Mężczyzna kilka lat wcześniej przeżył zamach na swoje życie. Postrzelony kilka razy prawie umarł, a kiedy jego serce przestało bić, przed oczami zobaczył dziewczynę, a dokładnie Laurę Biel. Gdy przywrócono go do życia, obiecał sobie, że odnajdzie kobietę, którą zobaczył.
Massimo daje dziewczynie 365 dni na to, by go pokochała i z nim została.
„Ojciec chrzestny” w połączeniu z „Pięćdziesięcioma twarzami Greya”.
Tyle dowiecie się z opisu okładkowego.
„Obrzydliwie romantyczna” - Obrzydliwa? Tak. Romantyczna? Zdecydowanie nie.
„Skrajnie prawdziwa” - Skrajna? O tak. Prawdziwa? - Tak (zwłaszcza jeśli chodzi o podrzędne porno).
„Inspirująca” - Inspirująca? Zdecydowanie NIE – osobiście się przyznam, że w pewnych sferach posiadam dużo większą fantazję i otwartość, aniżeli posiada ją „ałtorka” i jej bohaterowie.
Jak bym więc opisała tę pozycję?
Celowo używam słowa ”pozycja”, ponieważ powieścią tego nazwać nie mogę, książką również się nie da.
Powieść / książka posiadają nie tylko fabułę, ale przede wszystkim wnoszą coś w życie czytelnika. Jakąś myśl, refleksję, naukę, puentę, rozważania.
TA POZYCJA – nie wnosi w życie czytelnika nic.
No chyba, że jest to czytelnik, który jest uzależniony od filmów porno, a chwilowo wyłączyli mu prąd lub ma awarię sprzętów RTV. To w takim „skrajnym” przypadku ta pozycja owszem może się okazać ratująca życie!
Nie wiem Kochani, co Wydawnictwo miało na myśli wydając ową pozycję pod swymi skrzydłami? Kto podjął taką fatalną decyzję?
Wszak jest to jedno z wiodących wydawnictw na rynku polskim. Dodam, że wydawnictwo jest jednym z moich ulubionych wydawnictw – właśnie ze względu na wydawane powieści, które są pełne życia, prawdy i tego wszystkiego, co dobra książka powinna w sobie mieć.
Tym bardziej nie rozumiem, skąd decyzja o wydaniu tej pozycji!? Ba! Mało tego (na półkach w księgarniach już stoi kolejna część tego czegoś!) Czy nazwisko „ałtorki” było aż tak kuszące? Czy chodziło o jej popularność na instagramie i w innych mediach społecznościowych? Czy jest to pozycja opłacona przez panią Lipińską?
Trudno stwierdzić. Wnikać nie zamierzam. Bo nie ma po co.
Powiem otwarcie, chociaż serce mnie boli, że muszę pisać takie rzeczy.
Ale szanuję WAS i właśnie ze względu na ten szacunek jaki wobec Was odczuwam – nie mogę zmilczeć.
Unikajcie tego gniotu, jak ognia!
Ponieważ to co się raz przeczyta – tego się już nie odprzeczyta!
Na początek pójdzie zatem początek (to pierwsze dwie albo trzy strony), scena w samolocie. Scena z założenia zapewne miała być erotyczna, no ale cóż...dla mnie to był zwyczajny gwałt oralny. Jakakolwiek by głupia nie była ta stewardessa, to jednak gwałt jest gwałtem!
No i tu wchodzimy szybkim krokiem w świat Massimo.
Niestety, w tym świecie, co drugie słowo to kurwa, a chuj stanowi przecinek. (nie)Smaczku dodają przeplatane między nimi liczne kutasy, pierdolenie, rżnięcie i mnóstwo, naprawdę cała masa spermy zalewającej co i raz gardła bohaterek. Aż dziwne, że się biedaczki nie pokrztusiły od tej ilości.
Nie jestem pruderyjna. Sądzę, że seks jest jedną z najlepszych rzeczy pod słońcem. Nie ma znaczenia czy to seks w stałym związku czy przelotny romans. I taki, i taki może być cudowny, wspaniały, wznoszący nas na wyżyny licznych i niesamowitych przeżyć i orgazmów.
„ałtorka” z tyłu na okładce (wewnętrzna strona) nazywa się propagatorką otwartych rozmów o seksie, gdyż jak twierdzi wciąż ubolewa nad tym, jak mało jesteśmy, my kobiety, odważne.
Serio???
Jeśli tak wygląda propagowanie seksu i otwartości względem jego aspektów - to ja współczuję i „ałtorce” za takie żałosne podejście do tematu i tym, którzy faktycznie tylko tyle potrafią z tego seksu czerpać, co bohaterowie tej pozycji!
Bo wierzcie mi, można z niego wyciągnąć i osiągnąć dużo więcej!!!
Jeśli zatem jesteś osobą, która znudzona jest swoim misjonarskim (nudnym) pożyciem i chciałabyś coś zmienić, czegoś się nauczyć, dowiedzieć się jak to zrobić i jak zaskoczyć swego partnera – to absolutnie NIE sięgaj po tę pozycję! Zepsujesz sobie tylko głowę! A twój facet może być tak zaskoczony Twoim zachowaniem, że zamiast miłej niespodzianki i mega owocnego seksu przytrafi mu się „wpadka” i zwyczajnie ze stresu mu nie stanie.
Skupmy się teraz na bohaterach.
Laura - …eghmm...totalnie głupia i pusta panna. No cóż inaczej się nie da powiedzieć. Jeśli ktoś Cię porywa, grozi, że zabije Twoją rodzinę itp. to co robisz? Masz ochotę przelecieć swego porywacza? Doceniasz jego walory fizyczne? Chodzisz z nim na zakupy? I cieszysz się z drogich prezentów jakie Ci robi? A potem oczywiście idziesz z nim do łóżka i przeżywacie ekstazę za ekstazą, nie zapominając o falach spermy zalewającej gardło?
A tak to właśnie wygląda w tym przypadku! Po prostu pusta lala, której nijak nie można polubić.
Dlaczego „ałtorka” popełniła taką bohaterkę? Nie mam pojęcia. Laura jest doskonałym przykładem pustostanu mózgowego ale również idealnym odzwierciedleniem kobiety bez krztyny szacunku do siebie i bez wartości, którymi mogłaby się w życiu kierować.
Massimo - ...tyran i despota, mafiozo. Jeśli to ma być spełnienie kobiecych marzeń? To ja szczerze ubolewam nad poziomem własnej wartości kobiety, która ma taką wizję i potrzeby.
Ja naprawdę lubię tzw. „bad boyów”, któż ich nie lubi?
...no ale tutaj - „ałtorkę’ lekko poniosło. Massimo to oprawca, morderca, zimny, wstrętny facet, który miłość do kobiety postrzega chyba przez pryzmat ilości jej rżnięcia, względnie ilością hektolitrów połykanej przez nią spermy, (a tak zapomniałam o drogich prezentach).
No cóż...ogólnie mówiąc: Bohaterowie są niewiarygodni i zwyczajnie irytujący. Trudno ich polubić i zrozumieć.
Styl literacki całkowicie leży, cechuje go ubogie słownictwo i brak różnorodnych środków językowych. Liczne powtórzenia tych samych opisów scen stają się bardzo szybko widoczne i niezwykle irytujące. Niestety, nie jest to jedyny, wielki minus tej pozycji.
Fabuła absolutnie przewidywalna i maksymalnie nie życiowa. Nie wiem kto uznał, że to będzie pozycja, która spodoba się czytelnikowi? I na jakiej podstawie ten ktoś stwierdził, że polski czytelnik jest, aż tak mało wymagający, by zadowolić się całą masą wulgaryzmów i ordynarnych opisów podrzędnego seksu?
Ubolewam bardzo, nad tym, że coś takiego zostało wydane!
Co więcej – została wydana już nawet druga część tego „badziewia”. :( Cała seksualna otwartość została przesłoniona w „365 dniach” przez fatalnie poprowadzoną historię, przekleństwa (nie żebym sama czasem nie klęła), ale rynsztokowe słownictwo w co drugim zdaniu mocno narusza moje poczucie estetyki literackiej.
„Ałtokra” miała być może zacny cel, ale droga do niego i jakość – okazały się po prostu kiepskie i nijakie.
NIE POLCAM!
A wręcz ostrzegam: - szkoda waszych pieniędzy na zakup tej pozycji, - szkoda czasu na czytanie tego czegoś, - szkoda sobie psuć dobrego zdania na temat polskiej literatury, - szkoda sobie psuć głowy (co się zobaczy, to się już nie odzobaczy!) Wydawnictwu dziękuję za przesłanie pozycji do recenzji.
Czekam na kolejne dwie części, może p. Blanka rozwinęła się podczas dalszego tworzenia.