á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
Powoli z kart powieści wyłania się obraz Lucy, i jej rodziny nie patologicznej, ale tylko pozornie normalnej. Ojciec powrócił z drugiej wojny światowej jako psychiczny wrak, na zawsze naznaczony jej piętnem. Matka niezdolna do okazywania uczuć. (...) Żadne z nich nie było w stanie zaspokoić materialnych, jak i emocjonalnych potrzeb swoich dzieci. Relacje panujące w rodzinie Lucy piętnują ją na całe życie. Poczucie winy, wstyd, to wszystko ciągnie się za Lucy w jej dorosłym życiu. I mimo, że udało jej się wyrwać z tego świata, dała sobie radę, to i tak wewnątrz jest wciąż zranionym dzieckiem, które czuje, że nie zasłużyło na nic dobrego. Czuje się spełniona, ale tylko pozornie, bo wciąż czuje się samotna.
"Mam na imię Lucy" to książka o tożsamości, którą kawałek po kawałku główna bohaterka układa ze swoich chaotycznych wspomnień, obrazów z przeszłości. Lucy walczy z pamięcią, zarówno swoją jak i cudzą, stara się jak może, by jak najwięcej sobie przypomnieć. Zdaje sobie sprawę, że "Tak wiele w życiu wydaje się być domysłem", nawet przedstawienie się komuś imieniem i nazwiskiem nic o nas w rzeczywistości nie mówi. Życie składa się z pozorów i domysłów, a to kim się stajemy zależy od tego co przeżyliśmy, od naszych odczuć, emocji.
Elizabeth Strout zbudowała swoją powieść wokół ciszy. W kilku słowach potrafi oddać relacje panujące między matką i córką. Więcej niż słów jest milczenia, ciszy. Z tej ciszy można odczytać wszystko. Te puste przestrzenie wypełnione milczeniem, przepełnione są emocjami, tęsknotą za przebaczeniem, spokojem i czułością.
To książka, która nie przynosi ukojenia, a jedynie żal i smutek. Strout dotknęła tematów trudnych, ale uczyniła to z niespotykaną wrażliwością, łagodnością, skupiając się na relacjach i emocjach.
Marta Ciulis-Pyznar
"Mam na imię Lucy" mogło być książką, która podzieli los swoich sióstr, ale okazało się, że momentalnie wciągnęłam się w tę historię. Jest ona faktycznie prosta, ale i niejednoznaczna. Tytułowa Lucy - której historię poznajemy z jej zapisków dotyczących różnych znanych jej ludzi oraz sytuacji, które spotkały ją w życiu - nie rzuca nam swoimi uczuciami i emocjami w twarz. Wręcz przeciwnie, mimo iż całość książki to jej osobiste wynużenia serwuje nam je wstydliwie, jakby chciała przepraszać za każde kolejne wyznanie.
Fabuła skupia się przede wszystkim na relacji Lucy z jej matką, ale nie tylko. Mamy tu rónież kontrastowe spojrzenie na jej związek z mężem oraz z dwoma córkami. Każda z tych relacji jest trudna, skomplikowana i w jakiś sposób bolesna. Ale ponownie - brz rzucania czytelnikowi emocji w twarz, bez narzucania czegokolwiek.
Książkę połknęłam w jeden wieczór i czuję, że jeszcze do niej wrócę. Polecam wszystkim miłośnikom trochę krótszej formy, prostej, ale pełnej tego niesamowitego "czegoś", co zostaje w czytelniku na długo po lekturze.